Sojusz międzysektorowy, czyli jak splatać i ukierunkowywać wspólne interesy
wywiad z Timem Tompkinsem, prezesem nowojorskiego Sojuszu Times Square
fragment
Artur Jerzy Filip: Porozmawiajmy o pewnym placu: ikonicznej przestrzeni publicznej znajdującej się w centrum miasta, otoczonej wieżowcami, będącej miejscem wielu ważnych wydarzeń masowych, w tym koncertów noworocznych, o znanym miejscu rozrywki i handlu, które jednak przez wiele lat pozostawało dramatycznie zaniedbane…
Tim Tompkins: O jednym z największych placów w Unii Europejskiej, prawda?
A: Ja akurat miałem na myśli Times Square. Ale faktycznie, opis pasuje równie dobrze do Placu Defilad. Z tą drobną różnicą, że w kwestii przebudowy i ożywienia placu jesteście dzisiaj o kilka kroków do przodu. Kto tego dokonał? Sojusz? Niektórzy nazywają waszą sytuację „hybrydowym współzarządzaniem”, mając na myśli układ, w którym licznym podmiotom – publicznym, prywatnym i społecznym – udaje się działać wspólnie na rzecz przedsięwzięcia, które koniec końców pozostaje dobrem publicznym. Ale dlaczego nie można pozostawić tego zadania lokalnej władzy? Dlaczego podmioty społeczne i prywatne muszą się w ogóle angażować?
Tim: Zacznijmy od tego, że gdyby tylko władza funkcjonowała bez zarzutu, faktycznie nie miałoby to żadnego uzasadnienia. Ale organizacje podobne do naszej zdecydowanie bardziej sprzyjają kreatywności i społecznej przedsiębiorczości, ponieważ nie są skrępowane instytucjonalnymi i proceduralnymi ograniczeniami, którym podlegają miejskie biura. Mimo że w Nowym Jorku mamy do czynienia z całkiem sprawnie funkcjonującymi, raczej rzetelnymi i wolnymi od korupcji władzami lokalnymi, wielkie instytucje – a każda władza miejska jest wielką instytucją – z natury skłonne są odnosić się do wszystkich problemów w ujednolicony sposób. I niezależnie czy mowa o dużej korporacji, czy o publicznej władzy, wszystkie te organizacje mają strukturę silosową: mamy osobno biuro transportu, biuro planowania, wydział policji, i gdzieś tam, na samym dole, ich działania najczęściej nie są najlepiej zintegrowane. A cechą każdego BID-u () czy innego rodzaju organizacji pozarządowej sponsorowanej przez lokalny biznes jest to, że mają one lepsze rozeznanie w swojej częścić miasta niż jakakolwiek agencja publiczna. Pozostają bliższe lokalnym realiom. Organizacje takie jak nasza są hiperlokalne i najbardziej zainteresowane tym, żeby wszystko, co w rzeczywistości dzieje się w ich okolicy, było jak najlepiej zgrane.
więcej
Filip A. J., Sojusz międzysektorowy, czyli jak splatać i ukierunkowywać wspólne interesy, [w:] Kto odzyska plac Defilad?, red. Tomasz Fudala, Muzeum Sztuki Nowoczesnej w Warszawie, Warszawa 2017, strony 192-199.